Nad dalekim Dniepru brzegiem
Szły cicho woyska lskniące się żelazem
Pomiędzy niemi bystrym wiatru biegiem
Leciał z wodza moiego rozkazem
Jak teraz wszystko uległo odmianie!
Koń móy był rzeski, i ia byłem młody.
Słyszę głos silny: „wstrzymay się młodzianie!
Z tobą Dnieprowey napiiem się wody.”
Był to Zakrzewski mąż sławny dziełami,
Szlachetność w sercu, surowość miał w oku;
Pod iego pierwey byłem rozkazami,
Nim mnie Mielżyński wziął do swego boku.
Pół iego w każdey wsławiony potrzebie,
Stąpał półk trzeci, po zieloney błoni,
A on mię wzywał: „Piiemy do ciebie.
Choć nas rzuciłeś towarzyszu broni!”
Wstrzymałem konia, rrze, pieni się, wspina,
A wodz częstuiąc mnie Dnieprową wodą:
„Na twem weselu napiiem się wina,
Po woynie żonę wyswatam ci młodą.”
-„Ah! wodzu, rzekłem, walecznemi dzieły
Oby z nas każdy doszedł Twoiey chwały.”
A w tym z daleka spiże grzmieć poczęły,
I coraz bardziey i bardziey huczały.
„Sciskaycie szyki, dwóycie krok rycerze!”
Krzyknął Zakrzewski; woysko słucha wprawne;
I iuż Skoleńska widać było wieże,
I mchem pokryte baszty starodawne.
Trąciłem konia, leciał iak wiatr chyży;
A na rumaku tak białym iak śniegi,
Tam gdzie naygęstrzy szedł ogień ze spiży,
Zakrzewski swoie prowadził szeregi.
Ostatni raz iuż rycerza widziałem,
Jak nawałnica, szła za nim młódź dzielna
Już przeszli szańce, iuż byli pod wałem,
Gdy wodza kula wstrzymała śmiertelna.